W tej serii przedstawiam Wam proste pomysły na zabawy z dziećmi (lub dla dzieci, bez Twojego aktywnego udziału). Takie, do których nie potrzeba długich przygotowań.
Stwórzcie wielkie dzieło sztuki
Czego potrzebujesz:
jak największa kartka papieru
flamastry, kredki
jakiekolwiek naklejki
taśma malarska (coś, czym będziesz mogła bezpiecznie przykleić kartkę do ściany)
taśma dwustronna
guziki/małe koraliki/pocięty na małe kawałki papier do pakowania prezentów/cekiny – co uda Ci się znaleźć, a co nadaje się do dekoracji
Najpierw przygotuj kartkę – im większa, tym lepsza. Ja najchętniej korzystałam w takich sytuacjach z kartek do flipchartu. Są duże i wychodzą znacznie taniej niż brystol. W dowolnym miejscu przyklej do niej taśmę dwustronną – na zdjęciach możesz zobaczyć, jak my to zrobiliśmy (w kształt przypominający literę L). Do taśmy będziecie przyklejać wybrane przez siebie ozdoby (guziki, papier do prezentów itp.), więc możesz zdecydować, jak dużo ma jej być i w którym miejscu ją umieścić.
Następnie przytwierdź kartkę do ściany na wysokości, do której sięgają Twoje dzieci. Przygotuj kredki, flamastry, naklejki i ozdoby. I ruszajcie do dzieła i stwórzcie swoje dzieło sztuki!
Rysujcie, kolorujcie i przyklejajcie. Możecie wspólnie zdecydować, na jaki temat ma to być obraz lub spontanicznie wykonać jakąś abstrakcję.
PROPOZYCJE MODYFIKACJI ZALEŻNIE OD WIEKU
Jeśli masz jedno dziecko poniżej 1. roku życia, kartkę możesz położyć na podłodze i dać tylko te materiały, które uznasz za bezpieczne. Możesz użyć więcej taśmy dwustronnej i dać np. drewniane klocki, które dziecko może do niej przyklejać i odklejać.
Jeśli masz min. dwójkę dzieci, w tym jedno poniżej 1. roku życia, najprawdopodobniej wystarczy mu obserwowanie zabawy rodzeństwa.
Franek (3 lata) najwięcej frajdy miał z przyklejania ozdób do taśmy dwustronnej. Wyciągnął małe biedronki i przyklejał całe stado, mówiąc, że idą do sklepu. Dzieci to mają fantazję. Janek(1 rok) był zainteresowany wszystkim, co się dzieje. Dotykał taśmy, próbował zdejmować przyklejone ozdoby, bawił się flamastrami na podłodze… Później ja i Franek robiliśmy wyścigi flamastrowe – tzn. rysowaliśmy kółka, udając, że jesteśmy samochodami. Przyznam, że na tamtym etapie jego życia był to jeden z moich sposobów, żeby zachęcić go do rysowania – generalnie w ogóle nie garnął się do kredek, długopisów i pisaków.
W artykule: Co robić, kiedy dziecko Cię nie słucha – nie chce zrobić tego, co w danej chwili jest konieczne do zrobienia?
Marzysz o tym, aby Twoje dziecko sprawnie zebrało się rano do przedszkola, zjadło bez marudzenia obiad, a wieczorem ze spokojem położyło się do łóżka? Ja też. Rzeczywistość bywa różna. Niekiedy od rana dziecko mówi tylko „NIEEEE!”, mniej lub bardziej płaczliwym/krzykliwym głosem.
Co zrobić, kiedy dziecko mnie nie słucha – tzn. nie chce zrobić tego, co w tej chwili jest konieczne do zrobienia?
„Wychowanie pełne zabawy jest sposobem na wejście w świat dziecka na jego warunkach po to, by umocnić bliskość, pewność i kontakt”
„Playful Parenting”, Lawrence Cohen
Co powiesz na ZABAWĘ? Tak, wiem, często nie ma na to czasu. Bo kolacja, bo kąpiel, bo czytanie książeczki, bo czas na spanie… I jeszcze po całym dniu pracy i obowiązków mam mieć siły na radosne hasanie po domu? A co, jeśli powiem Ci, że 5 minut zabawy zaoszczędzi Ci 10 minut narzekania? Czyż to nie kusząca propozycja?
Dzieci uwielbiają się bawić. To jest ich praca. W ten sposób uczą się nowych umiejętności i przetwarzają swoje emocje. Jest to też ich główny środek komunikacji. Zabawa dla dziecka jest tym, czym zdolność mowy dla dorosłego.
Dziecko potrzebuje bawić się samo. Nie oczekuj jednak od niego, że będzie robiło to cały czas. To tak, jakbyś Ty cały dzień spędził z innymi ludźmi, nie wypowiadając do nich ani jednego słowa. Udział dorosłej osoby w zabawie może być minimalny: czasem wystarczy być w pokoju obok, dając znać, że jesteś dostępny i jeśli będziesz potrzebny, możesz przyjść.
Każdego dnia w życiu Waszej rodziny ma miejsce wiele zdarzeń. Każde z nich wywołuje jakieś emocje. Radość, żal, złość, smutek, zadziwienie, rozczarowanie… Dla dziecka są to wszystko wielkie emocje, ponieważ nie potrafi sobie jeszcze z nimi poradzić, nie wie, co się z nim dzieje. Nie umie wyrazić ich za pomocą słów. Wiele z tych emocji chowa w środku, w niewidzialnym plecaku, i nosi ze sobą. W każdej chwili mogą z niego wyjść, niekontrolowane, trudne do okiełznania. Między innymi dlatego często masz wrażenie: „dziecko mnie nie słucha!”: prosisz o coś, a ono nie chce tego zrobić, krzyczy, ucieka czy robi na odwrót.
Rodzice mają ogromne znaczenie w procesie uczenia się regulowania swoich emocji przez dzieci. To Twoje zachowania i reakcje wspierają nabywanie tej umiejętności lub je hamują. Okazując empatię dla uczuć pomagasz mu przyjąć je i wyrazić. Możesz to realizować również w formie zabawy.
Aby miała ona jednak głęboki wpływ na rozładowanie trudnych emocji, konieczny jest Twój świadomy udział i wysiłek. Dzieci potrzebują zaangażowania dorosłych w ich zabawę, kiedy:
mają trudności z nawiązywaniem dobrych relacji z rówieśnikami lub dorosłymi,
wyglądają, jakby nie radziły sobie same ze spontaniczną i swobodną zabawą,
w ich życiu nastąpiły jakieś duże zmiany (śmierć lub rozwód w rodzinie, narodziny drugiego dziecka, pójście do przedszkola),
znajdują się w jakimś niebezpieczeństwie (np. potrzebują zabawy, aby przekierować swoje agresywne skłonności).
Uzdrawiająca moc śmiechu
Są dwa bardzo dobre sposoby na to, aby pomóc dziecku rozładować trudne emocje: płacz i śmiech.
Dziś skupmy się na tym drugim.
Śmiech redukuje napięcie organizmu. Chyba każdy z nas tego doświadcza na co dzień. Nie ma to jak porządna dawka radości. U dzieci jest to szczególnie widoczne: są one bardziej „fizyczne” niż dorośli, każda emocja powoduje duże napięcie w ich ciele. Możemy zatem im pomóc właśnie poprzez zabawy z ciałem, w których dziecko chichocze, poci się i krzyczy z radości. I wcale nie chodzi o łaskotki!
Po takiej terapeutycznej sesji śmiechu mały człowiek będzie bardziej spokojny i skłonny do współpracy z Tobą.
Przetestowałam to i naprawdę działa.
Co zrobić, kiedy dziecko mnie nie słucha?
Teraz do rzeczy. Poniżej przedstawiam Ci kilka pomysłów na zabawy, które pomogą uporać się z niektórymi emocjami. Zapożyczyłam je z Aha! Parenting – gorąco polecam tę stronę wszystkim rodzicom. Możesz je wykorzystać wtedy, kiedy pomyślisz: „Moje dziecko mnie nie słucha!”
Pamiętaj jednak, że dziecko nie zawsze jest skłonne i gotowe, by zaangażować się w zabawę. Kiedy emocje są w nim bardzo silne, może okazać się, że śmiech już nie jest dla niego rozwiązaniem. Bądź więc uważny na sygnały, które dziecko wysyła: jeśli zapraszasz je do zabawy, a ono odpowiada krzykiem, niechęcią, większą złością to znak, że zabawa nie jest wtedy dobrym rozwiązaniem. Konieczne są inne działania.
1. Dziecko zachowuje się w sposób dla mnie irytujący, przekracza jakieś moje zakazy
Bawcie się w gonitwę, podczas której łapiesz je, przytulasz, po chwili znów pozwalasz mu uciec… i tak w kółko. W trakcie zabawy powtarzaj coś w stylu:
„Potrzebuję mojego Piotrusia… nie uda ci się uciec… złapię cię i zasypię pocałunkami… o nie, znów mi uciekłeś… biegnę za tobą… jesteś dla mnie zbyt szybki… potrzebuję cię pocałować i przytulić i nigdy się nie poddam… mam cię, teraz pocałuję cię w stopę… oo nie, jesteś dla mnie zbyt silny… ale potrzebuję cię cały czas!…”
Generalnie zasada jest taka, że musisz zachowywać się w sposób, który jest dla dziecka zabawny, a nie przerażający. Obserwuj jego reakcję, jeśli śmieje się i cieszy, jesteś na dobrej drodze. Nie możesz go przestraszyć swoim zachowaniem!
W naszym domu ta zabawa podobała się wszystkim dzieciom, mniej więcej w wieku 2 – 6 lat. Dzieci uciekały przede mną ze śmiechem i powtarzały: „Jeszcze raz, jeszcze raz!”. To dobry sposób, żeby pokazać dziecku, że bardzo go kochasz.
2. Wersja obejmująca oboje rodziców
Walczcie pomiędzy sobą (w sposób zabawny, nie brutalny!) o dziecko, o to, komu uda się go pocałować i przytulić: „Ja go chcę!”, „Nie, ja go chcę!”, „Ale ja tak bardzo go potrzebuję!”, „Ja go potrzebuję!” Możecie sobie go nawzajem zabierać z rąk tak, aby raz był u jednego rodzica, raz u drugiego.
Ta zabawa jest FAN-TA-STY-CZNA! Nasze dzieci zawsze chichotały i mówiły: „Teraz ty mnie weź, a teraz ty…”
3. Dziecko mnie nie słucha i nie chce wykonywać moich próśb
Prawdopodobnie maluch potrzebuje więcej okazji, aby poczuć się silnym i dominującym. Udawaj wielkiego, ale niezdarnego potwora (znów, musi być zabawny, nie przerażający): rycz, stawiaj wielkie kroki, powtarzaj: „Zaraz cię złapię i pokażę ci, kto tu rządzi…” Ale kiedy go złapiesz, zawsze pozwól mu się wymknąć: potknij się o coś i przewróć u jego stóp, pozwól mu się wyślizgnąć z Twoich objęć.
Generalnie daj mu odczuć, że jest w stanie uciec od wielkiego potwora.
4. Inne zabawy na takie okazje
Zróbcie bitwę na poduszki. Kiedy ono cię uderzy, przewracaj się na podłogę, powtarzając: „Ale jesteś silny! Aż mnie zdmuchnęło na ziemię!” Jak zawsze: Twój upadek nie może dla dziecka wyglądać groźnie, ma być śmieszny!
Kiedy przybija ci piątkę, udawaj, że prawie się przewróciłeś z powodu silnego uderzenia.
Daj dziecku odczuć, że jest silne w wyolbrzymiony, przesadzony i jednocześnie zabawy sposób.
5. Moje dzieci często się ze sobą kłócą
Kiedy panuje między nimi zgoda, powiedz do nich: „Czy możecie teraz się ze sobą o coś pokłócić?” Kiedy zaczną to robić, udawaj, że jesteś komentatorem sportowym: „Oglądamy dziś dwie siostry, które nie mogą się dogadać! Czy uda im się dojść do porozumienia? Zostań z nami i obserwuj ich zachowanie na żywo! Zauważ, jak starsza siostra władczo się zachowuje, ale młodsza ją prowokuje! Obie chcą ten sam kawałek salami Czy są wystarczająco mądre, żeby zobaczyć, że więcej salami znajduje się w lodówce i wystarczy dla każdego? Zostań z nami…”
Wspólny śmiech pozwoli rodzeństwu rozładować napięcie i zobaczyć swoje zachowanie z perspektywy innych osób.
Oczywiście, zabawa nie działa w sposób magiczny.
Nie zmieni trudnych zachowań dziecka w jeden wieczór. Twój problem typu dziecko mnie nie słucha nie przestanie istnieć natychmiast. Co więcej, będzie on Ci towarzyszył stale, bo to normalne, że dziecko zachowuje się… jak dziecko! Jednak poprzez świadome wykorzystanie zabaw możesz zmniejszyć częstotliwość trudnych zachowań.
Pamiętaj, że mały człowiek potrzebuje mnóstwo śmiechu i radości w kontakcie z Tobą – to pozwala mu pozbyć się napięcia, odnowić relację z Tobą i z większą chęcią słuchać Twoich próśb.
Wypróbuj którąś z propozycji i napisz, jak zareagowało Twoje dziecko!
Chcesz, aby ktoś pokazał Ci krok po kroku,
JAK wprowadzić więcej spokoju i współpracy do Waszego domu
BEZ kar, krzyku i prawienia kazań?
Czy te sytuacje dotyczą Ciebie?
Podnosisz głos wobec dzieci, jesteś nerwowy i poirytowany (częściej niż byś chciał)?
Każdego dnia obiecujesz sobie, że tym razem pozostaniesz spokojny, ale kiedy kolejny raz widzisz zabawki rozrzucone po całym domu, spokój pryska jak bańka mydlana?
Masz po dziurki w nosie słuchania ciągłego płaczu, marudzenia, kłótni pomiędzy rodzeństwem?
Czujesz, że wszedłeś w spiralę zmęczenia, frustracji i braku współpracy i nie masz pojęcia, jak z niej wyjść?
Jeśli odpowiedziałeś “TAK” na którekolwiek z tych pytań, chcę Cię zaprosić na kurs “Rodzicielstwo Pełne Spokoju”, abyś w końcu zaczął się cieszyć swoim rodzicielstwem.
W artykule: Jakie zasady zarządzania czasem odkryłam, kiedy mieliśmy małe dzieci w domu? Jeśli jesteś rodzicem małego dziecka, te dwie zasady pozwolą Ci z większym spokojem przeżywać swoją codzienność!
Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, niewiele się dla mnie zmieniło pod względem ilości wolnego czasu. Franek był mało wymagający i nie było potrzeby nosić go często na rękach. Przez pierwszy rok jego życia pracowałam z domu i prowadziłam warsztaty nieomal w takiej samej ilości, jak przed jego urodzeniem.
Nie w głowie były mi wtedy jakiekolwiek zasady zarządzania czasem.
Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy zaczął się więcej przemieszczać, chodzić, buszować po domu i oczekiwać, że ktoś będzie się bawił razem z nim. Niedługo potem urodziłam drugie dziecko i dopiero wtedy doceniłam dar czasu.
Nagle dni wypełniły się zajmowaniem na zmianę jednym i drugim dzieckiem: przygotować jedzenie, pomóc w łazience, pobawić się, uprać ubrania, nakarmić, ponosić, poczytać książeczkę, przewinąć… Jedno zadanie goni drugie i końca nie widać.
Dopiero wtedy naprawdę poczułam, co to znaczy mieć dzień wypełniony po brzegi, od rana do wieczora. Co to znaczy nie móc w pełni panować nad swoim czasem, tylko być uzależnionym od potrzeb dzieci. Co to znaczy cieszyć się, że mogę SAMA wyjść do pobliskiego sklepu, żeby kupić bułki. Co to znaczy o 21:00 padać ze zmęczenia z myślą, że jeszcze tyle rzeczy w domu przydałoby się zrobić…
Gdzie w tym wszystkim jeszcze miejsce na pracę?!
2 zasady zarządzania czasem, których nauczyłam się przy dzieciach
1. Patrz realnie na swoje życie.
Ileż to razy przygotowałam sobie długą i ambitną listę zadań na dany dzień tylko po to, by wieczorem stwierdzić, że wykonałam z niej jeden czy dwa punkty albo i żadnego…
Jeden z moich internetowych mentorów, Michael Hyatt, powiedział kiedyś, że należy stawiać sobie cele adekwatne do aktualnej sytuacji życiowej. Jeśli jestem mamą malutkiego dziecka, nie mogę oczekiwać, że codziennie spędzę godzinę na siłowni! Jeśli zdecydowałam, że chcę być przez pierwsza lata życia dzieci z nimi w domu, nie mogę oczekiwać, że będę miała tyle samo czasu na pracę, co osoby, które pracują pełen etat poza domem.
Niby oczywiste, a przez długi czas się z tym zmagałam.
Chciałam tak wiele zrobić, zobaczyć, przeczytać…
Frustrowałam się, kiedy patrzyłam wieczorem na swój dzień i uświadamiałam sobie, że czas spędziłam na czytaniu książeczek i układaniu klocków. Wydawało mi się, że mogę zjeść ciasto i mieć ciastko: będę z dziećmi w domu pełnoetatową mamą i jednocześnie będę pracować mnóstwo godzin, pomagać innym, brać udział w kursach i warsztatach i prowadzić biznes na najwyższym poziomie.
Dopiero później dotarło do mnie, że to kwestia decyzji i wyboru. Jeśli decyduję, że w danej chwili jestem przede wszystkim mamą, chcę dać moim małym dzieciom czas, uwagę i pomóc im się rozwijać, tego czasu i uwagi będzie już mniej na inne działania.
Dlatego potrzebuję wybierać i niekiedy rezygnować z innych działań. Jeśli wybieram jedną rzecz, automatycznie odkładam mnóstwo innych. Nie ma w tym nic złego, bo, jak to kiedyś powiedział Richard Branson:
Okazje biznesowe są jak autobusy, zawsze przyjedzie następny.
Najgorsze, co mogę zrobić, to próbować złapać równocześnie wszystkie możliwości, które przede mną leżą i trzymać je kurczowo w obawie, że jeśli puszczę, już na zawsze zostanę w rękach z tą jedną, którą wybrałam. Wprost przeciwnie – to właśnie wybieranie (a tym samym rezygnowanie z innych opcji) prowadzi do większego spokoju i otwiera mnie na posiadanie w życiu tego, o czym najbardziej marzę.
Uczyłam się zatem patrzeć realnie na ilość czasu, którym dysponuję. Wspólnie z mężem zdecydowaliśmy, że do 5 r.ż. dzieci są z nami w domu, dlatego ograniczałam ilość czasu, który poświęcałam na pracę. Bycie z nimi, zabawa, rozmowy, budowanie relacji i uczenie je dobrych nawyków było w tamtym czasie dla mnie ważniejsze, niż sukcesy w pracy.
2. Zarządzanie czasem to również zarządzanie swoją energią.
Niekiedy ok. 21:00 jestem już tak zmęczona, że marzę tylko o położeniu się spać. A w planach miałam jeszcze poczytać, obejrzeć nagranie webinaru i spędzić czas z moim mężem.
Jak to zrobić, kiedy brakuje sił? Znowu nie dospać, żeby następnego dnia od rana nie mieć humoru i denerwować się na dzieci?
Teoretycznie godzina 21:00 to nie jest jeszcze późna godzina. Ale muszę wziąć pod uwagę również mój poziom energii. Jeśli jest na wyczerpaniu, to nie ma co dokładać sobie kolejnych zadań do wykonania!
Kiedy przychodzą święta, mojej energii wystarcza na odwiedzenie maksymalnie dwóch członków rodziny, przy trzeciej wizycie myślę już tylko o powrocie do domu.
Nie ma co planować super atrakcji dla małego dziecka na cały dzień, bo jeśli nie pośpi chociaż trochę w ciągu dnia, będzie płaczliwe i marudne. Wtedy żadna atrakcja nie przyniesie radości ani jemu, ani nam.
Uczyłam się więc na bieżąco monitorować mój poziom energii i dbać o to, aby go uzupełniać, kiedy zbyt mocno spadał.
Trudne to wszystko. Wokół tyle możliwości, tyle szans, tyle wyzwań, a dzień zawsze ma 24h i nijak nie chce mieć ich więcej.
Sztuka rezygnacji z jednej rzeczy, aby móc dobrze i z radością wykonać inną, jest wielkim zadaniem. Jeszcze wciąż się tego uczę.
A Ty, jakie masz osobiste zasady zarządzania czasem?
W artykule: W co bawić się z małym dzieckiem, kiedy za oknem kiepska pogoda? Proponuję Ci działanie, które może nawet okazać się wsparciem w uczeniu go samodzielnej zabawy, a Tobie da chwilę wytchnienia na zrealizowanie jakiejś innej czynności.
Rodzice i opiekunowie 2-latków świetnie wiedzą, jak trudno zabawić takiego malucha na dłużej niż 5 minut. Sporo czasu zajęło mi zaakceptowanie tego, że zwykle nie warto przygotowywać skomplikowanych zabaw i zabawek, których zrobienie zajmuje mi kilka godzin. Bo nasze dzieci zwykle brały je do ręki, ekscytowały się nimi 3 minuty i rzucały gdzieś, rwąc się do nowego zajęcia.
W co bawić się z dzieckiem, żeby nie spędzić wiele czasu na przygotowaniach?
A może nawet uda się go zachęcić do samodzielnej zabawy przez kilkanaście minut? Nie uważam, że rodzice powinni spędzać z dzieckiem każdą jego wolną chwilę – warto zachęcać je do samodzielnej zabawy, jednocześnie pamiętając, że wspólna zabawa ma wielką moc więziotwórczą i całkowite rezygnowanie z niej jest stratą dla wszystkich członków rodziny.
W naszym przypadku świetnie sprawdzało się wszystko, co wiążę się z sypaniem, przesypywaniem i nasypywaniem, słowem: wszelkie odmiany piachu, kamyków i innych drobniutkich materiałów. Dziecko brało sobie łopatkę i jakiś pojemnik i przez pierwsze 10 minut nasypywało z zapałem piasek do pojemnika, mówiąc: „Mama, robię plezent dla ciebie”. Kiedy to się znudzi, zawsze można obsypać piaskiem samego siebie, przesypywać z jednego pojemnika do drugiego, chodzić stopami po nim, tarzać się w nim…
Często nasze wyjście na plac zabaw to 80% czasu spędzonego w piaskownicy. Ok, ale co, kiedy wyjść z domu nie można, bo pogoda kiepska, albo dzieciaki złapały jakieś choróbsko?
W co bawić się z dzieckiem w domu?
Jest na to kilka sposobów, dziś przedstawię wam jeden z nich.
Kolorowy ryż.
Co będziesz potrzebować:
• Ryż w dowolnej ilości
• Niewielka ilość octu (na cały kilogram ryżu może wyjdzie z 5 łyżeczek)
• Barwniki spożywcze w proszku
• Pojemnik do wymieszania ryżu (np.plastikowy pojemnik z pokrywką do przechowywania jedzenia)
Zdecyduj, w jakich kolorach chcesz zrobić ryż. Podziel go na tyle części, ile wybrałeś kolorów. Wsyp jedną część do pojemnika. Wlej niewielką ilość octu (na ok. 100g ryżu wlej pół łyżeczki octu – w każdej chwili możesz dodać więcej, jeśli okaże się zbyt mało). Wsyp niewielką ilość barwnika – generalnie lepiej wsypać mniej niż więcej, bo dają one dość intensywne kolory i nie ma co przesadzać. Czyli jakaś szczypta lub dwie – również w każdej chwili można dosypać. Zamknij pojemnik i energicznie nim potrząśnij, aż cały ryż pokryje się pożądanym kolorem.
Warto ten proces wykonać przy dziecku, bo wygląda to naprawdę fajnie, jak ryż stopniowo zmienia swój kolor.
Pokolorowany ryż wysyp na papier i zostaw na kilka godzin do wyschnięcia.
Powtórz cały proces z pozostałymi kolorami.
Teraz jeszcze tylko daj dziecku jakiś pojemniczek, łyżkę lub łopatkę i ciesz się chwilą spokoju.
Tak przygotowany ryż w naszym domu towarzyszył nam mniej więcej przez pierwsze 5 lat życia każdego z naszych dzieci! Nie psuje się i można go przechowywać w szczelnym pojemniku przez lata. Dwa czy trzy razy dorabialiśmy nowy, bo za każdym razem część została wciągnięta do odkurzacza, więc było go coraz mniej wraz z każdym użyciem.
A Wy w co bawicie się, kiedy pogoda za oknem nie nastraja do spacerów?
Spragniony pomysłów na inne zabawy? Zerknij tutaj lub tutaj
Wykorzystuję pliki cookies do prawidłowego działania bloga, aby oferować funkcje społecznościowe, analizować ruch na blogu i prowadzić działania marketingowe. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies?Tak, zgadzam sięPrzeczytaj politykę prywatności i plików cookies